przeskocz do treści

Kryształowe pająki, ptaszarnia karła Wątróbki, klątwa Ossolińskich

Kamienica usytuowana przy Rynku Głównym 20 w Krakowie należy do najstarszych domów w okolicy. W różnych czasach różnie ją nazywano. Raz była kamienicą Regulińską, innym razem Książęcą, Zbaraską, a potem pałacem Wodzickich, Wielopolskich, Jabłonowskich czy Potockich. Wszystkie te nazwy naturalnie wiążą się z nazwiskami kolejnych właścicieli. Każdy z nich na swój sposób przyczynił się do wyglądu kamienicy. Choć niewątpliwie najwięcej dla wysmakowanej estetyki jej elewacji i wnętrz zrobił Eliasz Wodzicki, zlecając projekt remontu architektowi Ferdynandowi Naxowi. Przebudowa w duchu klasycystycznym ściągnęła tu nawet samego króla Stanisława Augusta, który 18 czerwca 1787 roku z okien pierwszego piętra obserwował przemarsz cechów krakowskich urządzony na jego cześć przez Bractwo Kurkowe.

Pałac Potockich przy Rynku Głównym 20 w Krakowie zwieńczony kartuszem z herbem Leliwa, XIX/XX w. Ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie, MNK XX-k-2640

Najwięcej barwnych opowieści o tym pełnym tajemnic domu odnaleźć można we wspomnieniach Marii Małgorzaty z Radziwiłłów Potockiej (właścicielki pałacu w latach 1910‒1962) oraz w pamiętniku jej męża Franciszka Salezego Potockiego, polityka i publicysty, w latach międzywojennych wysokiego urzędnika w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Franciszek Salezy z uwagi na swoje szerokie zainteresowania ‒ od filozofii przez literaturę i sztukę, aż po modny wówczas okultyzm, opowiada o domu w sposób szczególny, wywołując u czytelników niejeden dreszcz emocji.

W salonie pałacu Potockich często wydawano bale, koncerty charytatywne czy po prostu śniadania dla przyjaciół. Na zdjęciu widzimy grupę gości zaproszonych na koncert. Widać m.in.: Małgorzatę Potocką (szósta od lewej w pierwszym rzędzie), śpiewaczkę Mary Didur-Załuską (stoi trzecia od prawej w pierwszym rzędzie) i Irenę Potocką (stoi druga od prawej w pierwszym rzędzie), 1934. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Listopad 1903 roku. Do Krakowa przybywają młodzi Potoccy
„Weszliśmy drewnianymi, mizernymi schodami na I piętro do cudnych pokoi…, ale oświetlonych jeno lampami naftowymi i pachnących starymi obiciami. Ze ścian patrzyły na nas portrety Wielopolskich, Jabłonowskich, Ossolińskich. Z ciemnych kątów połyskiwały brązami sekretarzyki i szafeczki Ludwik XVI. Zagradzały nam drogę olbrzymie meble mahoniowe w stylu Ludwika Filipa. Nad głowami, mimo pokrywającego ich kurzu, wisiały kryształy ślicznych, przebogatych pająków”.
Tak o swoich pierwszych krokach w pałacu przy krakowskim Rynku pisał na kartach pamiętnika Franciszek Salezy Potocki.

Opowieści starego Wojciecha
Tajemnicze dzieje pałacu chętnie odkrywał przed małżonkami gadatliwy służący Wojciech. Jego ulubioną opowieścią była ta o Józefie Wątróbce, nadwornym karle księcia Stanisława Jabłonowskiego, kamerdynerze i najbliższym przyjacielu gospodarza domu. Tak bliskim, że gdy zmarł, książę postanowił pochować go we własnym grobowcu. Ten ekscentryczny dworzanin trafił do pałacu około 1818 roku.. Józef Wątróbka powszechnie znany był z tego, że nosił się po szlachecku w kontuszu, a u boku dzierżył karabelę. Pewnego razu zresztą chciał nawet zrobić użytek ze swojego oręża. W prawdziwy szał wpadł wtedy, gdy dowiedział się, że Jan Matejko odmalował go jako bojara moskiewskiego na obrazie Batory pod Pskowem. Na co dzień jednak oddawał się raczej spokojnym zajęciom: opiekował się przydomową ptaszarnią i chadzał na kufel piwa do Wenzla.

Tempesta, czyli burza
Prawdziwym furiatem był natomiast jego pan, książę Jabłonowski (mąż Marii z Wielopolskich, a następnie Wandy z Ossolińskich), zwany powszechnie Tempestą. Bywał ostry zarówno w interesach, jak i wobec kucharza, któremu akurat nie udał się obiad. Nic dziwnego, jako pułkownik artylerii przyzwyczajony był przecież do wydawania rozkazów, walcząc między innymi u boku Bema pod Ostrołęką i wydając ostatni rozkaz wystrzału armaty z warszawskiej Pragi na nacierające wojska rosyjskie. W połowie XIX wieku odszedł od spraw polityczno-wojskowych na rzecz społeczno-gospodarczych. Stał się prekursorem przemysłowej eksploatacji ropy naftowej w swoim majątku w Kobylance koło Gorlic. Założył tu nawet pierwszą fabrykę asfaltu. Swoje wyroby zaprezentował dwukrotnie na wystawie przemysłowej w Monachium w 1853 i 1854 roku.

Stanisław Jabłonowski pomimo wybuchowego charakteru zapisał się bardzo pozytywnie w pamięci wielu Krakowian. Może dlatego, że udało mu się zrealizować pomysł ponownego otwarcia Smoczej Jamy u podnóża Wawelu, do której do dziś pielgrzymują turystów z Polski i zagranicy. Tablica upamiętniająca sławnego Kraka, pogromcę straszliwego smoka, którą ufundował w 1870 roku przy wejściu do Jamy, zachowała się do naszych czasów.

Klątwa Ossolińskich
W 1907 roku do Krakowa, do domu młodych Potockich przyjechała babka Franciszka, dawna właścicielka pałacu, Wanda z Ossolińskich, dwukrotna wdowa, po Tomaszu Potockim i Stanisławie Jabłonowskim, po którym odziedziczyła pałac. Na niej to właśnie miała zakończyć się „klątwa rzucona ongiś przez jedną wdowę na jakiegoś Ossolińskiego, który ją srodze pokrzywdził na wiele jego pokoleń ”. Co roku tego samego dnia i o tej samej godzinie coś parokrotnie pukało do okna pokoju księżnej, jakby ktoś uderzał palcem o szybę. Z relacji Franciszka Salezego wynika, że pukania te miały wpłynąć dramatycznie na stan nerwów księżnej, a nawet doprowadzić do zmiany jej osobowości. Niestety na dolegliwość nie pomagały ani proszki od sławnego farmaceuty dra Mikołaja Buzdygana z Brackiej, ani specyfiki dra Jerzego Surzeckiego. Pomógł dopiero ks. Stefan Bratkowski, słynny jezuicki kaznodzieja, który zamknął się z księżną w pokoju i nie wiadomo, co zrobił, lecz po tym wszelkie objawy chorobowe ustały. Jeszcze tego samego wieczora małżonkowie, siedząc w salonie przy kominku, komentowali wydarzenia dnia, kiedy Franciszek, patrząc na portret młodej kobiety ujęty w ramy z liści laurowych, wypalił do żony, myśląc zapewne o klątwie: „A co byś powiedziała, gdyby ta dama znad kominka przemówiła?”. Nim Aga zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, od obrazu z hukiem odpadła cześć ramy. Tajemniczy portret był zresztą sygnowany. Na odwrocie ktoś wypisał czarną farbą inicjały A.C.

Portret damy z pocz. XVIII w. obramowany liściem palmowym. Na odwrocie prawdopodobnie wymalowane są inicjały A.C. i książęca korona (niestety portret jest mocno przytwierdzony do podłoża, więc trudno to zweryfikować), fot. Klaudyna Schubert, 2018. Z archiwum MIK

Niecodzienne znalezisko
Wanda z Ossolińskich Jabłonowska rzadko bywała w krakowskim pałacu po śmierci Stanisława Jabłonowskiego, jednak z jakiegoś powodu wraz z całym dworem przybyła tu w listopadzie 1889 roku. Wówczas miało miejsce smutne dla niej samej i jej otoczenia wydarzenie, o którym pamięć przetrwała dzięki tzw. kapsule czasu zamurowanej w pałacowych piwnicach i odkrytej podczas remontu w 1991 roku. Arkana tej niezwykłej historii zdradzimy już jednak podczas Dni Dziedzictwa 18 i 19 maja.
Zapraszamy!

Opracowano na podstawie publikacji:
Maria Hennel-Bernasikowa, Pałac Potockich w Krakowie (róg Rynku i Brackiej). Zarys dziejów, Kraków 2016.
Maria Małgorzata z Radziwiłłów Potocka, Z moich wspomnień (Pamiętnik), Łomianki 2010.
B. Schnaydrowa, Krakowskie lata Franciszka Salezego Potockiego i Marii Małgorzaty Potockiej (1903‒1919), „Rocznik Biblioteki Polskiej Akademii Nauk w Krakowie” 35: 1990.

 

MAŁOPOLSKI INSTYTUT KULTURY W KRAKOWIE, ul. 28 Lipca 1943 17c, 30-233 Kraków, tel.: +48 12 422 18 84, 631 30 70, 631 31 75, NIP: 675 000 44 88 | Projekt i wykonanie | Polityka prywatności | Jeśli nie oznaczono inaczej, wszystkie materiały na stronie są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Małopolskiego Instytutu Kultury.