Przeskocz do treści
zabytkowe sklepienie

Centrum Administracyjne – budynki godne „wielkiej Huty”

Kolejny zabytek, który chcemy pokazać podczas Małopolskich Dni Dziedzictwa Kulturowego, może wzbudzać spore kontrowersje. Zbyt młody, o charakterze przemysłowym, a w dodatku zaliczany do tych niechcianych (niczym pomnik Lenina). Jednak przewrotnie tym bardziej interesujący. Kto bowiem nie chciałby przekroczyć progu miejsca, do którego przez lata wstęp był ściśle strzeżony, o którym w Krakowie z przekąsem, ale i z fascynacją mówiło się „Pałac Dożów”?

Wielkie piece, spust surówki i kęsy stali

„Piec”, „surówka” i „kęs… stali” – te prawdziwe hutnicze określenia już na poziomie samego języka każą nam myśleć o Nowej Hucie jako o wielkim zapleczu kuchennym. Zapleczu dla kombinatu, w którego wielkich piecach formowano przecież nie tylko stal, ale i nowe idee…

Huta ma stanowić zamkniętą w sobie jednostkę produkcyjną o wydajności 1,5 miliona ton stali surowej rocznie dla wytworzenia 1 300 000 ton rocznie produktów walcowanych gotowych i posiadać będzie następujące wydziały hutnicze: koksownię wraz z fabryką wytworów ubocznych, wielkie piece, stalownię z piecami martenowskimi i thomasowskimi oraz walcownię obejmującą zgniatacz, walcownię rygli, walcownię ciągłą blach na gorąco, walcownię ciągłą blach na zimno, wykańczalnię blach średnich i cienkich, ocynkownię i ocynownię, walcownię blach grubych, walcownię drutu i walcownię żelaza prętowego drobnego.[…] Ostatecznym produktem huty mają więc być wyroby walcowane. Tak bogato rozplanowana walcownia ma zlikwidować wąskie gardło polskiego hutnictwa.

– pisze Tadeusz Gołaszewski w Kronice Nowej Huty wydanej w 1955 roku. Podczas wojny spora część przemysłu ciężkiego na ziemiach polskich uległa dewastacji, tak więc żeby mogła powstać tak wielka inwestycja jak huta, trzeba było oprzeć się na doświadczeniach innych, niezniszczonych wojną krajów. We wstępie do Kroniki czytamy jednak, że:

imperialiści z Waszyngtonu i Wall Street gotowi byli dostarczać wszystkiego zniszczonym wojną państwom Europy, ale w zamian za to żądali zrezygnowania przez nich ze swej ciężko wywalczonej suwerenności, żądali bezwzględnego podporządkowania się.

Na to oczywiście naród polski nie mógł wyrazić zgody, niezbędna więc okazała się „bratnia pomoc radziecka”, która – jak wiemy z historii – była wyłącznie szlachetna i bezinteresowna…

Przybrała postać potężnej instytucji, jaką był w ZSRR Gipromez (Gosudarstwiennyj Instytut Projektirowania Metalurgiczeskich Zawodow). Gipromez miał już wówczas na swoim koncie zakłady takie jak Zaporożstal czy Azowstal i pracował nad kolejnymi na Węgrzech i w Rumunii.

Do prac przygotowawczych projektu „nowa, wielka huta”, jak od początku o niej mówiono, Ministerstwo Przemysłu i Handlu przystąpiło z końcem grudnia 1947 roku. Większość prac prowadził Gipromez, cedując część zadań na inne instytucje radzieckie. Sprawował również nadzór autorski nad całością projektu i konsultował prace polskich biur projektowych dostosowujących projekt do polskich warunków budowy. Już w styczniu 1948 roku pojawiła się Brygada Specjalistów Radzieckich, która miała pomóc w wyborze miejsca.

Początkowo myślano o Śląsku, jako miejsce inwestycji brano pod uwagę Gliwice. 1 i 2 lutego odbył się jednak objazd polsko-radzieckiej ekipy po terenach nadwiślańskich. Towarzysze wspięli się na kopiec Wandy. Jak podaje Kronika, inżynier Pleszkow – młody radziecki specjalista od planu generalnego – rozejrzał się wokół, a następnie wskazał ręką na widoczne nieopodal zaśnieżone pola i powiedział:

Tu można by najlepiej rozplanować hutę. Aglomerownia stanie na wschodnim krańcu. Zaraz przy niej będzie rozległy teren na fabryki koksochemii. A potem już kolejno: rząd wielkich pieców, stalownia. Tam, w kierunku Krakowa, można by zbudować osiedle robotnicze, które z czasem połączy się zapewne ze starym miastem.

Krakowska Regionalna Dyrekcja planowania przestrzennego przestrzegała wprawdzie przed dewastacją środowiska przyrodniczego, groźbą zniszczenia zabytków, ograniczenia zaplecza rolniczego i zagrożeniem dla zdrowia mieszkańców, ale decyzja zapadła…

Ten „niefortunny” wybór lokalizacji huty przyczynił się rzecz jasna do ogromnego zanieczyszczenia środowiska we wszystkich dzielnicach Krakowa. Na początku lat 80. skażenie gleby było dwudziestokrotnie wyższe niż przewidywała norma. Warzywa takie jak sałata, seler czy buraki były nafaszerowane ciężkimi metalami, a przecież do gotowania w licznie powstałych na terenie kombinatu stołówkach używano właśnie tych jarzyn, które rosły dotąd na żyznych glebach tuż pod samym kombinatem.

Dobór lokalizacji wpłynął też na postrzeganie całości założenia urbanistycznego, koniec końców zrealizowanego przez polskich architektów. Kompozycja miasta-ogrodu z interesującą strukturą zespołów mieszkaniowych, z regularnym układem ulic i placów, z dobrą koncepcją i realizacją miejsc usługowych (choć nie zawsze w porę oddanych) zasługuje przecież na uznanie. Ba, niektóre budowle do dziś zaskakują nowoczesnością, formą i rozmiarem.

Centrum Administracyjne – budynki godne „wielkiej Huty”

Możemy do nich zaliczyć z pewnością Centrum Administracyjne niegdysiejszej Huty im. Lenina. Składają się na nie dwa budynki oznaczone literami „Z” – tu mieściła się siedziba zarządu ­– i „S” – który pełnił funkcje usługowe, wraz z obszerną biblioteką techniczną, salą koncertową i restauracyjną, zwaną kasynem.

Prace przy ich powstawaniu trwały od 1952 do 1955 roku, a za projekt odpowiadał zespół architektów w składzie: Janusz Ballenstedt oraz Janusz i Marta Ingardenowie. Janusz Ingarden pełnił później funkcję głównego architekta Krakowa i na pewno utrwalił się w pamięci miasta jako projektant krakowskiego Hotelu Forum.

Wystrojem wnętrz zajął się z kolei zespół projektantów pod kierunkiem Mariana Sigmunda, artysty związanego przed wojną ze Spółdzielnią Artystów „Ład”. Sigmund uchodzi dziś za ikonę polskiego dizajnu. Wykonał wiele niezwykle ciekawych projektów mebli, po wojnie głównie dla zakładów meblarskich w Jasienicy. Do jego najwybitniejszych projektów można zaliczyć krzesło Sig 1A587 z 1957 roku, które w 2012 roku – 110. rocznicę urodzin projektanta – zostało wypuszczone na rynek w limitowanej edycji.

Co ciekawe, Sigmund do współpracy zaprosił… bohaterów innej opowieści tegorocznych Dni Dziedzictwa, związanej z samotnią artystów w krakowskich Przegorzałach, czyli Helenę i Romana Husarskich, twórców mozaik.

Zwiedzając w majowy weekend Centrum Administracyjne, trafią Państwo na pewno do sali konferencyjnej. Proszę wówczas dokładnie obejrzeć jej sufit, nawiązujący do wawelskiego stropu kasetonowego – został on ozdobiony ceramicznymi rozetami pochodzącymi z pracowni Husarskich.

Opowiemy Państwu również o kasynie – najdonioślejszej stołówce na terenie kombinatu, gdzie jadali zarówno prości robotnicy, jak i przywódcy krajów socjalistycznych przyjeżdżający „z roboczą wizytą” do huty. Historie słodkie, gorzkie i pikantne. Wszak to przy jedzeniu zapewne zapadały najważniejsze decyzje…

Zobacz także